Salien Dama Nocy (cz. 2)

0

-Pin- pomyślałam z kipną. Już od dawna go znam. Właśnie miałam go wpisać, kiedy usłyszałam jakiś dźwięk. Rozejrzałam się. Nigdzie nie mogłam się ukryć. To kroki, coraz głośniejsze i bliższe! Odwróciłam się i ujrzałam na ścianie wynurzający się cień zza zakrętu. Serce podskoczyło mi do gardła. A już myślałam, że nie będę musiała używać przemocy… Ale jeśli muszę, nie mam wyjścia. Stałam tam, wyciągnęłam pistolet i wycelowałam. Pozostało mi tylko czekać, aż ujrzę tego człowieka i pociągnąć za spust. Czułam na czole krople potu. Jak ja tego nienawidzę! „Spokojnie, tylko spokojnie. Nie możesz chybić, bo będziesz musiała zabić więcej osób!” – jedynie ta myśli pozwalała mi się skupić. Czułam, że od tego zdarzenia dzielą mnie tylko sekundy. W tym momencie usłyszałam dźwięk komórki. Wystraszona o mało nie strzeliłam. Na szczęście nie była to moja komórka.

-Tak? – usłyszałam męski głos. – Nie, jestem na sześćdziesiątym dziewiątym piętrze… No dobra. Tak wiem, ale chciałem sprawdzić.

Znów słyszałam kroki, ale tym razem oddalały się. Odetchnęłam z ulgą. Przecież ten mężczyzna mógł mieć żonę, dzieci… A ja bym… Czym prędzej wyrzuciłam tę myśl z mojej głowy. „Przecież jesteś jedną z najlepszych, ba! Jesteś najlepsza! Nie możesz sobie pozwolić na …. komfort współczucia!!” Znów westchnęłam i wpisałam w końcu ten PIN. Drzwi się otworzyły, a za nimi ukazał się nieduży pokój. Na środku była wysoka półka, a na niej szklany prostopadłościan. Od tego miejsca dzieliły mnie tylko lasery ruchu. Łatwizna. Jestem zwinna i wygimnastykowana. Wzięłam mamy rozbieg i po chwili byłam już przy moim celu. Spojrzałam za szybkę i zamurowało mnie. Tyle zachodu o jeden maluteńki kwadracik. Jego wymiary miały chyba 1×1 centymetra. Ale cóż, nie moja sprawa «po co». Wyciągnęłam laser, zrobiłam otwór o średnicy około piętnastu 15 centymetrów. Wyciągnęłam owe cudo to i schowałam do pudełeczka, a pudełko do kieszeni. Znów musiałam ominąć lasery. Gdy wyszłam z pokoju, nie zamknęłam go nawet. No bo po co? Ruszyłam biegiem – korytarzem tą samą drogą, którą tu przybyłam. Gdy widziałam już otwarty szyb, nie zatrzymałam się, tylko po prostu wskoczyłam na górę. Przeczołgałam się na dach. Spojrzałam na stoper.

-Nieźle… niecała godzina. – pomyślałam.
Podbiegłam do krawędzi i skoczyłam… Nie, nie zabiłam się. W locie złapałam się liny, która była przyczepiona do helikoptera i weszłam po niej do środka.
-Już?! – spojrzał na mnie mężczyzna w wieku czterdziestu lat.
Tom jest naszym najlepszym pilotem i kimś w rodzaju mojego przyjaciela. Przyjaciela?! – zastanowiłam się, ja nie mam przyjaciół! Jedyna osoba ,której mogę ufać to Viktor!
-Tak… Na szczęście jestem coraz lepsza… – mruknęłam pod nosem i usiadłam za drugim sterem.
-Pewnie chcesz kierować. – uśmiechnął się.
-Jeśli pozwolisz… – powiedziałam obojętnym tonem.

Gestem dłoni dał mi pozwolenie. Chwyciłam za ster i ruszyliśmy. Choć nie okazywałam tego, to w głębi duszy cieszyłam się jak małe dziecko na widok cukierków. UWIELBIAŁAM latać! Gdy miałam trochę wolnego czasu siadałam do helikoptera i leciałam na moją wyspę. W sumie nie była ona moja, ale nazwałam ją tak, bo oprócz mnie chyba nikt o niej nie wiedział. I bardzo dobrze. Lecieliśmy w milczeniu. W końcu wylądowaliśmy na dachu starego i wielkiego pałacu. Wyszłam bez słowa, zeszłam po bocznych schodach i weszłam głównym wejściem. Choć był to stary pałac, w środku roiło się od najnowszej techniki. Niektóre maszyny nie ujrzały światła dziennego. Za tzw. „recepcją” stała młoda blondynka. Ubrana była w czarną krótka sukienkę i czytała jakieś czasopismo młodzieżowe. Wyminęłam ją podeszłam do wielkich czarnych drzwi. Otworzyłam je z zamachem i weszłam do środka. Szłam długim i ciemnym korytarzem. Jedynym źródłem światła były pochodnie na ścianie. Viktor lubił takie mroczne klimaty, więc wybrał ten pałac na naszą kwaterę główną. Doszłam do kolejnych wrót. Ochroniarze, którzy stali przed nimi, otworzyli je przede mną, a kobiecy głos ogłosił mój powrót…

Co było dalej ? ~ dowiecie się następnym, czerwcowym numerze!

Share.

About Author

Projektant graficzny, przedsiębiorca.